szłam uważnie
była coraz cieńsza
zrzucałam po kawałeczku najpierw ozdoby
potem ubranie
a gdy nie miałam już nic do odrzucenia
wyszeptała
m a s z j e s z c z e m n i e
bałam oddać się tak całkowicie
droga nie jest na zewnątrz
to moja własna moc
rzeźbiąca przestrzeń
daleko przed ciałem
zadrżała
pobiegła sprawdzić
gdzie się kończę
nie wróciła jeszcze
zadzwonię gdy się odezwie
liściem jesiennym
łopotem wiatru
boćka klekotem
gorącym potokiem wulkanu
lub czarnej dziury nienasyconą
przemocą
|