wstecz strona główna

 

szłam uważnie

była coraz cieńsza
zrzucałam po kawałeczku najpierw ozdoby 
potem ubranie

a gdy nie miałam już nic do odrzucenia
wyszeptała
m a s z   j e s z c z e   m n i e 

bałam oddać  się tak całkowicie 

droga nie  jest na zewnątrz
to moja własna moc
rzeźbiąca przestrzeń 
daleko  przed ciałem

zadrżała
pobiegła sprawdzić 
gdzie się kończę
nie wróciła jeszcze

zadzwonię gdy się odezwie

liściem jesiennym
łopotem wiatru
boćka klekotem
gorącym potokiem wulkanu
lub czarnej dziury nienasyconą
przemocą